poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Zdjęcia z obozu przetrwania.

Veni, vidi, prawie vici, jak Cezar z Galią i tą cudowną wioską, która szczyciła się jakimś dziwnym, zapewne średnio legalnym napojem. Kociołek Panoramiksa i te sprawy. Nieważne.

Tak czy inaczej wczoraj wróciłam ze swojego obozu przetrwania i postanowiłam pochwalić się swoimi zdjęciami, bo mój kochany telefon dawał radę i nawet udało mi się go nie zgubić i nigdzie nie utopić, a to już wyczyn. Szczególnie jak się nie ma kieszeni w spodniach. I wspina pod cholerną górę. 
I ma cały świat u stóp czy coś w ten deseń.

Indżoj!

wtorek, 9 czerwca 2015

Smęty, Marvel i fanvidy. Amen. Mogę umrzeć.

Albo nie, nie mogę. Jeremy Renner kręci kolejnego Bourne'a, Marvel produkuje trzeciego Kapitana Amerykę i zapowiedział następne dwa filmy Avengersów. Och, no tak, jeszcze drugi sezon Agentki Carter i trzeci Agentów.

piątek, 15 maja 2015

Muzyka mojego życia.

Motywująca muzyka jest świetna. Energiczna, mocna, głośna muzyka - jest świetna.
Ale smęty to smęty i nic ich nigdy nie przebije, amen.

piątek, 6 lutego 2015

Witamy w piekle.

Przynajmniej dla moich sąsiadów. Biednych. (Kłamię, wcale mi ich nie szkoda, za bardzo hałasują.)

Tak czy inaczej Kurumi przechodzi przez nowy etap swojego życia. Nowy etap charakteryzuje się miłością do produkcji Marvela, słuchaniem metalu i piciem mielonej kawy.

sobota, 3 stycznia 2015

A teraz Korea. Dla odmiany. I trochę nie-Azji.

Umówmy się - koreański to dla mnie czarna magia, a znaki przypominają mi emotikony. Nigdy nie zastanawiałam się nad nau-... no dobra, przez chwilę, a potem popatrzyłam na tekst piosenki i posłuchałam wymowy, podsumowując doświadczenie jednym wielkim NIE MA MOWY. Ale to, co mi się podoba, to muzyka - koreański pop.

Elektroniczny, głośny, bardziej do oglądania niż słuchania (szczególnie, jak się komuś podobają Koreańczycy, khm), energiczny jak pięć energetyków wypitych w ciągu kwadransa.

Potrzebuję tego ostatnio - energetycznego kopa, który mnie rozbudzi, pozwoli się otrząsnąć ze świątecznego lenistwa i radosnego nic-nie-robienia, bo umówmy się - było cacy, ale wystarczy.


  • Punkt pierwszy - Boyfriend. Moje pierwsze wrażenie, kiedy oglądałam pierwszy teledysk, zamykało się w słowach "wow, wszyscy wyglądają, jakby urwali się z lekcji w liceum". Well, połowa z nich miała wtedy 16 lat, więc nic dziwnego. Tu są trochę starsi, ale nadal tego nie widać. Btw Boyfriend jest pierwszym koreańskim boysbandem z bliźniakami w składzie. 



Nie ukrywam, że trzeci teledysk podoba mi się najbardziej - kocham te mundurki, są świetne!
  • Punkt drugi, Super Junior. Mr. Simple i A-Cha pominę, bo je lubię, ale ostatnio mi nie siedzą. Przejdźmy więc do radosnej tęczy i awwwww.

  • Something good can work. Definitywnie tak. Utwór pochodzi z soundtracku "Chalet girl", filmu, który lubię. Trochę romansu, trochę sportu, trochę ironicznego humoru, dwie ładne aktorki, definitywnie tak.


piątek, 19 grudnia 2014

Magia prosto z Japonii. Nie, wcale nie po raz drugi, no skąd.

Muzyka jest wspaniała, cudowna, złożona, czasem nieprzewidywalna i za każdym razem trochę inna, nawet jeśli ten sam utwór słyszę po raz setny. Jest po prostu wspaniała.

Szczególnie instrumentalna. Uwielbiam soundtracki z filmów, bajek, anime.

I tak, w tym poście będzie tego... trochę. Prosto z Japonii. I tak, niektóre będą miały tekst, co je trochę dyskwalifikuję, ale za bardzo je lubię, żeby sobie tego odmówić, więc.