piątek, 19 grudnia 2014

Magia prosto z Japonii. Nie, wcale nie po raz drugi, no skąd.

Muzyka jest wspaniała, cudowna, złożona, czasem nieprzewidywalna i za każdym razem trochę inna, nawet jeśli ten sam utwór słyszę po raz setny. Jest po prostu wspaniała.

Szczególnie instrumentalna. Uwielbiam soundtracki z filmów, bajek, anime.

I tak, w tym poście będzie tego... trochę. Prosto z Japonii. I tak, niektóre będą miały tekst, co je trochę dyskwalifikuję, ale za bardzo je lubię, żeby sobie tego odmówić, więc.

środa, 15 października 2014

Japonia.

Tralalalala, powinnam się uczyć, więc czemu nie, zacznę sobie odświeżać wszystkie zainteresowania po kolei, bo czemu by nie.

Japonia. Taktaktaktaktaktaktaktak.

sobota, 11 października 2014

Jesień!

Jesień dotychczas jawiła mi się jako szarobury okres pełen zimna, ciemności, zawijania się w koce i picia hektolitrów ciepłej herbaty, bo ktoś zabrał lato. Cóż, na razie jestem zajęta podziwianiem pogody (wow, jeszcze się trzyma i nadal jest ponad 20 stopni!), słońca i złoto-pomarańczowo-czerwono-nadalzielonych liści. I oglądaniem Friendsów na potęgę. I czytaniem ff, też na potęgę. I na pewno, ale to na pewno nie zajmuję się tym, czym powinnam, czyli powtórkami do matury.

sobota, 27 września 2014

#16

Jestem leniwa. Nie sądzę, żeby dla kogokolwiek z mojego otoczenia to wyznanie stanowiło jakąś nowość, ale cóż, zaznaczyć i podkreślić raz jeszcze mogę, bo kto mi zabroni na moim własnym blogu?

Nikt.

Życie nauczyło mnie kilku nowych rzeczy. To lecimy z listą, hm?

niedziela, 1 czerwca 2014

Muzycznie, bo tak!



Ciepło, zimno, ciepło, zimno, pogodo, idź do diabła. I pozdrów go.

Marudzę, zakopana w notatkach z historii (tak, próbuję zrobić z nimi porządek. Idzie mi zaskakująco dobrze). I gram w Harry'ego Pottera, Lego, aktualnie w Komnatę Tajemnic. ...powinnam się uczyć, czytać lekturę i robić mnóstwo innych rzeczy, więc tak, nadrabiam fanficki, znajduję nowe playlisty i fajne utwory. I zaczynam uwielbiać bawarkę.
Kim jesteś i co zrobiłaś z Kurumi?

niedziela, 18 maja 2014

Że niby wiosna?

Jest piękny środek maja. Przez ostatnie trzy dni bez przerwy lało. Jest zimno. Szaro. Buro. Nijako. Wiosno, dziękuję bardzo. Jestem zła i rozważam zrobienie sobie koszulki z napisem "wiosno, wypchaj się, jesteś do niczego". A poza tym otaczam się angielskim i muzyką jak kaftanem bezpieczeństwa.

Cóż, to jest mój kaftan bezpieczeństwa. Ewentualnie życiowy uniform.

Tak czy inaczej siedzę sobie radośnie w tej szarzyźnie włażącej do pokoju przez okno, piję miętę, słucham muzyki i piszę mormory zamiast wypracowania na wos. W ogóle robię mnóstwo fajnych rzeczy zamiast niefajnych. Jedyny problem polega na tym, że te niefajne rzeczy są ważniejsze. Ups?

poniedziałek, 17 marca 2014

Bo idzie wiosna.



Bo idzie wiosna. I bo świat od razu wydaje mi się ładniejszy i bardziej znośny, kiedy czuję zapach herbaty, mam na sobie ciepłą bluzę i kubek z miętą w zasięgu chłodnych dłoni. I czekam na wiosnę. Kiedy przychodzi wiosna, od razu chce mi się żyć, biegać dookoła, uśmiechać się, sprzątać pokój wyglądający jak resztki Gniezna po wizycie Brzetysława, gotować, prasować i nawet otworzyć wreszcie jakiś podręcznik.

Bo idzie wiosna.

czwartek, 27 lutego 2014

Trzy utwory, które skopią z dołu w dół i jeden, przy którym mogłabym iść podbić świat

Smutne utwory są świetne. Kocham smutną muzykę. Nawet jeśli takie trzy czy cztery minuty sprawią, że nie będę wiedziała, czym się zająć i co ze sobą zrobić. Są takie, które sprawiają, że nie zrobię nic. Nic, dokładnie tyle: nic. Ale czasami właśnie takiego nic potrzebuję.

Chwili na przemyślenia. Przy dobrym, dobijającym akompaniamencie, który z dołu skopie w dół, jeszcze głębszy i bardziej beznadziejny.

piątek, 31 stycznia 2014

Styczeń, styczeń i... po styczniu?

Koniec stycznia, dla mnie także koniec ferii. Chciałabym móc powiedzieć, że spędziłam je niezwykle kreatywnie, produktywnie i w ogóle -ywnie, ale wtedy musiałabym skłamać. Smutne, ale za to jakże prawdziwe!
I znów będzie bardzo sherlockowo.

czwartek, 16 stycznia 2014

Sherlockowo - zakładki do książek DIY

Długo się zbierałam do następnego postu i po dzisiejszym dniu już wiem, dlaczego. DIY jest połączone z ogromną satysfakcją i dużą dozą radości, gdy widzi się skończone dzieło - i owszem, uśmiecham się na widok tego, co przed chwilą skończyłam, ale mam też świadomość, ile innych rzeczy powinnam zrobić w czasie tych trzech godzin.

Tak czy inaczej sherlockowo mi ostatnio. Bardzo Sherlockowo. Serial wyemitowany przez BBC dosłownie zawrócił mi w głowie i pochłania chyba każdą chwilę mojego (nie)wolnego czasu.

Serial zainteresował mnie do tego stopnia, że postanowiłam poznać twórczość Sir Arthura Conan Doyla. Książki odebrałam kilka dni temu z księgarni i już są w użyciu, ale...

Jak książki, to i zakładki, prawda?

wtorek, 7 stycznia 2014

Post na dobry dobrego początek.

Początki bywają trudne.

Przyznam szczerze, że to była jedna z moich pierwszych myśli, gdy zaczynałam robić coś samodzielnie i własnoręcznie. Owszem, początki niekoniecznie muszą być wypełnione spektakularnymi sukcesami - i niekoniecznie każdy tego oczekuje, prawda?

DIY to dla mnie przede wszystkim świetny sposób na poprawę humoru - nie oszukujmy się, nie należę do osób przesadnie cierpliwych i efekty swojej pracy chcę zobaczyć możliwie najszybciej, inaczej się zniechęcam (z czym walczę uporczywie od długiego czasu). Dlatego też DIY to wspaniała karma dla mojego podupadającego czasami ego.

Inna sprawa, że zrobienie czegoś samemu, kiedy ma się w alternatywie kupienie tego w sklepie, sprawia większą radość. Także podarowanie komuś prezentu wykonanego własnoręcznie i spersonalizowanego wydaje mi się nieporównywalnie lepszym wyjściem. :) Szczególnie, kiedy obdarowany doceni pracę, wysiłek i kreatywność, z jaką potraktowano jego prezent.

Tyle na początek, a niebawem pierwszy post wpisujący się w tematykę bloga. Do kiedyś w nieokreślonej, choć bliższej przyszłości. ^^



~Kurumi