czwartek, 27 lutego 2014

Trzy utwory, które skopią z dołu w dół i jeden, przy którym mogłabym iść podbić świat

Smutne utwory są świetne. Kocham smutną muzykę. Nawet jeśli takie trzy czy cztery minuty sprawią, że nie będę wiedziała, czym się zająć i co ze sobą zrobić. Są takie, które sprawiają, że nie zrobię nic. Nic, dokładnie tyle: nic. Ale czasami właśnie takiego nic potrzebuję.

Chwili na przemyślenia. Przy dobrym, dobijającym akompaniamencie, który z dołu skopie w dół, jeszcze głębszy i bardziej beznadziejny.




Trzy, które skopią leżącego, dobiją umierającego i doprowadzą do stanu, w którym przygnębienie przysłania wszystko inne. I dobrze.
(dramatycznie. Powinnam sobie skombinować koszulkę z napisem "drama queen". Brzmi jak plan!)


To dla odmiany jedna, która... jest zupełnie inna. Bo tak. Bo czemu nie. Bo jest świetna i już i bo mam przy niej ochotę podbić świat. (Nie wiem czym, nie wiem jak, nieistotne.)


Indżoj.


~Kurumi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz