Jest piękny środek maja. Przez ostatnie trzy dni bez przerwy lało. Jest zimno. Szaro. Buro. Nijako. Wiosno, dziękuję bardzo. Jestem zła i rozważam zrobienie sobie koszulki z napisem "wiosno, wypchaj się, jesteś do niczego". A poza tym otaczam się angielskim i muzyką jak kaftanem bezpieczeństwa.
Cóż, to jest mój kaftan bezpieczeństwa. Ewentualnie życiowy uniform.
Tak czy inaczej siedzę sobie radośnie w tej szarzyźnie włażącej do pokoju przez okno, piję miętę, słucham muzyki i piszę mormory zamiast wypracowania na wos. W ogóle robię mnóstwo fajnych rzeczy zamiast niefajnych. Jedyny problem polega na tym, że te niefajne rzeczy są ważniejsze. Ups?
Cóż, to jest mój kaftan bezpieczeństwa. Ewentualnie życiowy uniform.
Tak czy inaczej siedzę sobie radośnie w tej szarzyźnie włażącej do pokoju przez okno, piję miętę, słucham muzyki i piszę mormory zamiast wypracowania na wos. W ogóle robię mnóstwo fajnych rzeczy zamiast niefajnych. Jedyny problem polega na tym, że te niefajne rzeczy są ważniejsze. Ups?